Niewielki kraj na Półwyspie Arabskim stał się globalnym graczem dzięki połączeniu wizji, ambicji i finansów. Jak Doha zbudowała swoją międzynarodową pozycję i czego możemy od niej nauczyć?

Małe kraje szukają rozpoznawalności. Fenomenem pod tym względem jest dziedziczna monarchia położona na wciśniętym w Zatokę Arabską półwyspie stanowiącym ułamek powierzchni Polski. Mająca 350 tysięcy rdzennej ludności, 700 tysięcy cudzoziemców z prawem stałego pobytu i 1,8 miliona tymczasowo zatrudnionych. Bez większych problemów z nielegalną migracją. Kraj grający w globalnej ekstraklasie, wcale nie ze względu na skojarzenia z organizowanym w 2022 Mundialem. Z wielkim zresztą powodzeniem, wbrew malkontentom. Żywy przykład, do czego może doprowadzić połączenie gigantycznych pieniędzy z równie wielkimi ambicjami, wyobraźnią i determinacją rządzących.

Doha 1940. Czas odkrywania ropy i wydobywania się z nędzy. Era gazowa zaczęła się kilka dekad później, a eksport LNG rozpoczęto w 1997 roku.
Fot. msheirebmuseums.com

Katarskich dyplomatów bliżej zapoznałem podczas mojej misji w Iraku. Po irackiej agresji na Kuwejt przedstawiciele Dohy pozostawali tam jako jedyni Arabowie z Zatoki. Oficjalnie ze względów praktycznych. Władca zwykł od lat przyjeżdżać do Iraku na polowania i nie był skłonny zmieniać przyzwyczajeń. W rzeczywistości Doha reprezentowała również inną – bliską mi – filozofię. Konflikty kiedyś się kończą, a wówczas z reguły potrzebny jest mediator, cieszący się zaufaniem antagonistów. Nawet mały kraj może wówczas odegrać wielką rolę, będącą jego wyróżnikiem w społeczności międzynarodowej. Wtedy jeszcze nie byliśmy jednak do końca świadomi, że dla Bliskiego Wschodu przychodzi czas nie rozwiązywania problemów, lecz rozszerzającego się chaosu.

Souq Waqif – targowisko w Doha, lata 70-te XXw.
Fot. iloveqatar.net

Echa moich bagdadzkich kontaktów odnalazłem w 1998 roku, kiedy jako szef bliskowschodniego pionu w MSZ organizowałem wizytę ważnej osobistości. Był nią (i wciąż jest) minister spraw zagranicznych (a później również premier), szejk Hamad bin Jassim bin Jaber Al Thani. Owe odwiedziny były pierwszą tego rodzaju wizytą z obszaru, który do czasu polskiej transformacji pozostawał dla nas praktycznie całkowicie niedostępny (poza Kuwejtem). I w zasadzie nieznany.

Doha dzisiaj.
Fot. lagrandeenterprise pixabay

Najpierw, ku rozpaczy naszego Protokołu Dyplomatycznego, musieliśmy usunąć z programu składanie wieńca przed Grobem Nieznanego Żołnierza (względy religijno-kulturowe). Później polscy rozmówcy z niedowierzaniem otwierali oczy, kiedy bliskowschodni gość położył na stole zestaw propozycji, z którymi przyjechał. Od uzgodnienia umowy na zakup gazu (z formułą cenową pozwalającą na porównywanie kosztu z gazem rosyjskim) i sfinansowania budowy terminala gazowego, po pakiet kilkunastu łącznie wielomiliardowych inwestycji w projekty powiązane z gazem. Na podstawie aktywów Państwowego Funduszu Inwestycyjnego (obecnie to ponad 500 miliardów USD). Cóż, powinienem mówić raczej o zamykaniu oczu. Ani wówczas, ani gdy to samo proponował Amir (emir) Kataru w Warszawie cztery lata później, ze strony polskiej żadnej reakcji nie było. I proszę mnie nie pytać dlaczego. Oświadczam, że nie wiem.

Podobnie jak nie odpowiem, dlaczego nikt nie pochylił się nad innymi pomysłami płynącymi z Dohy, w tym dotyczącymi wspólnych funduszów inwestycyjnych. I to mimo istnienia bardzo dobrego klimatu politycznego, do utrwalenia którego przyczyniła się pierwsza w historii wizyta oficjalna Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Katarze i regionie. Koordynowałem ją ówcześnie (w 2004 roku) jako dyrektor departamentu terytorialnego w MSZ.

Ambasada RP w Dosze

Coś z tych kontaktów pozostało jednak żywe. Przyjęcie katarskiego grantu umożliwiło otwarcie Ambasady RP w 2006 roku. Szybko zaczęła na siebie „zarabiać”, a Katarczycy wkrótce się odwzajemnili. Trwała wymiana wizyt wysokiego szczebla. W 2013 roku samoloty rejsowe Qatar Airways zaczęły latać do Polski. Pięć lat później Doha sfinansowała  wielki wspólny projekt kulturalny, jakim było tłumaczenie, opracowanie i wydanie „Manuskryptu” i rysunków Wacława hr. Rzewuskiego z podróży po Półwyspie Arabskim przed 200 laty. W Warszawie zrozumiano też, że bezpieczeństwo energetyczne Polski wymaga szukania alternatywy dla rosyjskiego gazu (2017 r.). Był to już etap przyjęcia do wiadomości, że Katar jest nie tylko gazowym kolosem, ale również solidnym i stabilnym dostawcą, dysponującym najnowszymi technologiami. A także cenionym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, goszczącym na swym terytorium największą bazę amerykańską i Centralne Dowództwo, mającym status głównego sojusznika USA spoza NATO. Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że nie ma już u nas świętszych od papieża.

Czytaj także: Qatar Airways najlepszą linią lotniczą

Pierwsze pełne naukowe wydanie Rękopisu Wacława hr. Rzewuskiego w ramach polsko-katarskiego projektu. Fot. ze zbiorów autora

Dzisiaj Katar jest elementem bezpieczeństwa energetycznego Polski. Kupujemy tam połowę konsumowanego skroplonego gazu ziemnego (LNG) za 1225 milionów USD (dane z 2023 roku). Zakupy jedynie w niewielkim stopniu obudowane są szerszą współpracą gospodarczą. Nasz eksport to zaledwie 115 milionów USD. Czas na zmianę, która wymaga opracowania planu kompleksowego rozwoju stosunków, wpisanego w program Quatar National Vision 2030. Otwierającego drogę do ekspansji eksportowej, inwestycji i współpracy finansowej. Obejmującego również sferę bezpieczeństwa, duże projekty kulturalne, systemową współpracę ośrodków analitycznych i wiele innych dziedzin.

Terminal LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu. Gaz z Kataru przypłynął do Polski.
fot. GAZ-SYSTEM

Rozpoznawalność Kataru to nie tylko przemysł gazowy, wielkie projekty gospodarcze i infrastrukturalne, światowej rangi imprezy i innowacje. To także mogąca zadziwiać profesjonalna dyplomacja. W Iraku nie udało się mediować, za to w Afganistanie jak najbardziej. Bez porozumienia USA – Talibowie odwrót Zachodu z Kabulu wyglądałby jak ewakuacja z Wietnamu. Teraz Doha koncentruje się na przerwaniu katastrofy w Gazie. Zaciskając zęby nawet wtedy, gdy Izrael w kilka godzin po niepowodzeniu kolejnej tury mediacji ściera z powierzchni ziemi osiedle ufundowane przez władcę Kataru po poprzedniej inwazji. Pośredniczy też w tajnych kontaktach amerykańsko-irańskich i gotowa jest świadczyć dobre usługi na rzecz zakończenia wojny w Ukrainie. Należy także dodać, że Katar po okresie blokady uporządkował stosunki z arabskimi sąsiadami. Ma również poprawne relacje z Iranem, z którym dzieli największe złoże gazowe świata.

Dzisiaj do Polski przyjeżdża katarski monarcha, Emir Szejk Tamim bin Hamad Al Thani. To wyraz wzajemnego zainteresowania rozwojem współpracy i szansa, by nadać jej charakter strategicznego partnerstwa, obejmującego całokształt stosunków. Otwarcia nowego etapu, skorzystania z szans utraconych w poprzednich dekadach i uzgodnienia instytucjonalnych mechanizmów.

Wizyta Jego Wysokości Emira Państwa Katar w Polsce – maj 2017 r. źródło: prezydent.pl

Dobrym prognostykiem na przyszłość jest przyjazd do Warszawy nowego ambasadora, Sauda Abdullaha Al-Mahmuda, niezwłocznie po zakończeniu misji przez poprzednika. Również jego polski kolega powinien jak najszybciej złożyć listy uwierzytelniające w Dosze.

Czytaj także: Nowy ambasador Kataru w Polsce

I cóż – mam nadzieję, że tym razem nie będzie potrzeby wyjaśniania wzajemnych różnic kulturowych – tak jak po niedawnej wizycie Prezydenta RP w Katarze.

Krzysztof Płomiński*

Krzysztof Andrzej Płomiński – polski dyplomata, urzędnik państwowy, politolog. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990–1996) i pierwszy polski ambasador w Arabii Saudyjskiej (1999–2003). Dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ oraz urzędnik placówek dyplomatycznych w Libii i Jordanii.
Ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych. Doradca dyplomatyczny Krajowej Izby Gospodarczej.

 © Future Arabia

POPULARNE

Głodny informacji?
Już wkrótce wystartuje newsletter!