Otwierając 79 sesję Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, sekretarz generalny tej organizacji określił sytuację na świecie jako „beczkę prochu”. I zobrazował to konstatacją, że w sprawach globalnych działamy z myślą o wnukach, będąc uwięzieni w systemie stworzonym przez naszych dziadków.
A. Guterres nie dodał, że jeśli chodzi o bezpieczeństwo międzynarodowe, to taki system praktycznie nie istnieje. Rozstrzygnięcie wyniku zimnej wojny oznaczało kres starego porządku ustanowionego w wyniku II wojny światowej. Nowy nie powstał. Zachowane elementy starego, w tym ONZ, przestały zaś być stosowane lub efektywne. Co więcej, świat zdominowany przez Stany Zjednoczone stał się bardziej niebezpieczny, antagonistyczny i niezdolny do rozwiązywania narastających lawinowo problemów. Przypominających tabun jeźdźców Apokalipsy. Reprezentujących nie tylko klęski naturalne, ale także konflikty gaszone jeden drugim, lokalne wojny i interwencje, zastępowanie woli współpracy dyktatem siły i agresją, kolosalne nierówności. Kpiny z prawa międzynarodowego, pokojowego współistnienia i rywalizacji w tym duchu, politycznego rozwiązywania sporów. Zasad, na których straży teoretycznie stoi ONZ. Tyle że „dziadkowie” nie przewidzieli skali zmian na arenie międzynarodowej i nie ustanowili mechanizmów systemowych korekt. A ich potomkowie są niezdolni do myślenia w kategoriach całego globu i wyciągania wniosków z przeszłości.
Sekretarz generalny nie był też w stanie ocenić szans na otrzeźwienie konieczne, by oddalić coraz bardziej realną groźbę wybuchu „beczki prochu”. Perspektywę, z którą coraz bardziej jesteśmy oswajani, mimo ostrzeżeń, do których ostatnio dołączyli się we wspólnym artykule prasowym byli szefowie agencji wywiadowczych CIA i MI6.
Niewiele jest regionów w świecie, które tak dotkliwie jak Bliski Wschód zostały doświadczone grą interesów mocarstw i chaosem zastępującym porządek. Trudno też znaleźć obszar bardziej dokumentujący bezsilność ONZ w egzekwowaniu Karty Narodów Zjednoczonych i prawa międzynarodowego. Skutkującą bezkarnością naruszycieli o coraz szerszym zasięgu (wyłączając Irak). Mimo iż dokumenty bliskowschodnie stanowią dominującą większość uchwał, deklaracji i rezolucji tej organizacji oraz jej statutowej aktywności politycznej. Wiele z tych dokumentów opatrzonych rygorem obowiązkowego wykonania, jest sygnowanych przez Radę Bezpieczeństwa ONZ oraz Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości i Międzynarodowy Trybunał Karny. Ale pozostają w próżni.
Nie może dziwić, że również otwierając tegoroczną sesję Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, sekretarz generalny poświęcił wiele uwagi problemom bliskowschodnim, ściśle powiązanym z sytuacją globalną. Kolejny raz nawołując do opamiętania, deeskalacji konfliktów, powstrzymania katastrof humanitarnych i do solidarności w obliczu klęsk żywiołowych. Problemów i zagrożeń w mniejszym czy większym stopniu związanych obecnie z sytuacją w Gazie i jej konsekwencjami. Również w Libanie. Apelując o polityczne rozwiązania, których istotą w przypadku regionu jest ustanowienie państwowości palestyńskiej obok izraelskiej. Stanowisko w tej sprawie jest też opowiedzeniem się za lub przeciwko pokojowi w regionie.
A. Guterres jest konsekwentny. Nie zraża się brakiem sprawczości i spadającymi pod jego nogi z różnych stron kłodami. Również w tegorocznym wystąpieniu inaugurującym sesję tematyka bliskowschodnia zajęła wiele miejsca i wybrzmiała dramatycznie. Poniżej najważniejsze tezy.
Konflikt izraelsko-palestyński. Należy zakończyć nieustający koszmar Gazy, zagrażający rozszerzeniem się na cały region. Niedopuszczalny terrorystyczny atak Hamasu na Izrael nie może usprawiedliwiać zbiorowego karania narodu palestyńskiego. Skala śmierci i zniszczeń w Gazie jest bezprecedensowa. Zginęło również ponad 200 pracowników ONZ, wielu z rodzinami, niemniej pomoc humanitarna jest kontynuowana. Konieczne jest doprowadzenie do zawieszenia broni, bezwarunkowego zwolnienia zakładników i zapoczątkowanie nieodwracalnego procesu w kierunku rozwiązania dwupaństwowego. Mimo podważania tej koncepcji rozszerzaniem osadnictwa, grabieżą ziem, podżeganiem. Świat nie może zaakceptować rozwiązania jednopaństwowego, oznaczającego pozbawienie dużej ilości Palestyńczyków wolności, praw i godności.
Liban. W świetle postępującej eskalacji grozi przekształcenie tego kraju w drugą Gazę, co byłoby nie do wytrzymania dla regionu.
Czytaj także: #18 Krzysztof Płomiński: Liban ma królową
Sudan. Brutalnej walce o władzę towarzyszy potworna przemoc. Rozszerzająca się klęska głodu pogłębia katastrofę humanitarną. Tymczasem siły zewnętrzne nie zaprzestają ingerencji, mając rozbieżne podejście do pokojowego rozwiązania.
Sahel. Gwałtowna eskalacja zagrożeń terrorystycznych wymaga solidarnych działań. Tymczasem regionalna i międzynarodowa współpraca uległa tam załamaniu.
Inne problemy regionu zostały wtopione w szersze tło „od Myanmaru i Demokratycznej Republiki Konga po Haiti i Jemen”. A na Bliskim Wschodzie rozsianych jest wiele innych ognisk – Libia, Syria, Irak, Afganistan, Iran, Róg Afryki… Z dnia na dzień mogą rozpalić się pełnym płomieniem i połączyć. Ogarniając cały obszar i będąc zarzewiem znacznie szerszego kryzysu. Trudno o optymizm, chociaż – niezależnie od stanu globalnego porządku, prawo międzynarodowe wciąż podpowiada właściwe rozwiązania. Jednakowe dla wszystkich – od Iraku i Izraela po Rosję i Chiny.
Mamy, również w Polsce, tendencję do lekceważenia odległych konfliktów i stosowania podwójnych standardów. Nie doceniając tego, że zawsze dotykają one naszych interesów i głoszonych wartości.
Wojny Zachodu na Bliskim Wschodzie zamiast umocnienia przyniosły osłabienie USA i całego zachodniego bloku. Globalne przesunięcia w układzie sił. Świat okazał się bardziej skomplikowany, niż wydawało się to wielu przywódcom. Wyrządzone krzywdy i nieszczęścia trudno zapomnieć. Globalne Południe upomina się o swoje prawa. Jednak nie przekroczyliśmy jeszcze ostatnich czerwonych linii. Zostało trochę czasu na szukanie racjonalnego kompromisu. Alternatyw dla wojny. Pokojowego ustanowienia nowego porządku światowego, którego koniecznym elementem musi być głęboka reforma ONZ.
Trzeba wykorzystać wciąż istniejące strefy stabilizacji i rozwoju. Na Bliskim Wschodzie taką strefę stanowi Arabia Saudyjska i sąsiednie arabskie kraje Zatoki. Można ją rozszerzać o kolejne państwa regionu, w tym Izrael. Zastępując filozofię permanentnego konfliktu filozofią współpracy, wspólnego usuwania zagrożeń i budowania pokojowej przyszłości. I tu znów dochodzimy do kwestii palestyńskiej.
Ostatnio saudyjski następca tronu jednoznacznie oświadczył – nie będzie normalizacji z Izraelem bez ustanowienia państwowości palestyńskiej. Piszę o tym prawie od roku. Niby prosta do pokonania przeszkoda, ważna nie tylko w lokalnym wymiarze. Tymczasem, mimo płynących z Nowego Jorku apeli, nad Bliskim Wschodem unosi się coraz więcej czarnych chmur. Pamiętajmy, że mają one zdolność przemieszczania się.
Krzysztof Płomiński*
* Krzysztof Andrzej Płomiński – polski dyplomata, urzędnik państwowy, politolog. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990–1996) i pierwszy polski ambasador w Arabii Saudyjskiej (1999–2003). Dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ oraz urzędnik placówek dyplomatycznych w Libii i Jordanii.
Ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych. Doradca dyplomatyczny Krajowej Izby Gospodarczej.
© Future Arabia