Rakiety i drony przelatują nad strategicznymi bazami, a dyplomaci chowają się w cieniu. Czy świat zdoła uniknąć katastrofy, która może dotknąć miliony?

Bliski Wschód czeka na najgroźniejsze starcie w toczącej się od dekad niewypowiedzianej wojnie dwóch tamtejszych mocarstw. Izraela i Iranu. Konfrontację, która może zadecydować o nowym układzie sił w regionie i wpłynąć na kształt stosunków globalnych.

Wrogość irańsko-izraelska zrodziła się wraz ze zwycięstwem w Iranie rewolucji islamskiej, od początku budującej swą tożsamość w opozycji do polityki znienawidzonego szacha. A to oznaczało wpisanie na sztandary teokratycznego państwa szyickiego radykalnych antyamerykańskich i antyizraelskich haseł. Z pełnym odwzajemnieniem wrogości. Jednocześnie Republika Islamska stała się ważnym pionkiem w globalnej grze kończącej się ery zimnej wojny, której wynik w 1979 roku był łatwy do przewidzenia.

Irańska rewolucja w 1979 roku. Źródło: WikiCommons

Egzystencjalną próbę nowy Iran przeszedł podczas ośmioletniej krwawej wojny z Irakiem. A w zasadzie z międzynarodową koalicją. Bagdad dysponował bowiem zachętą do inwazji i wsparciem zarówno ZSRR oraz USA, jak i Arabii Saudyjskiej i konserwatywnych państw regionu, a także Izraela. A nawet Polski. Niezależnie od własnych kalkulacji próbującego wybić się na regionalną mocarstwowość reżimu Saddama Husajna.

Bagdad i Teheran wyciągnęły z nierozstrzygniętej wojny odmienne wnioski. Ajatollahowie uznali, że trzeba wylizać rany, zbudować potencjał odstraszania na podstawie własnych sił i zadbać o wpływy w regionie zorientowane na społeczności szyickie. Nie szukając formalnych sojuszy i skutecznie ograniczając konsekwencje drakońskich sankcji. Iracki prezydent dokonał błędnych kalkulacji. Nie wierzył, że wraz z wykonaniem zadania skończyła się jego dobra passa. Zadłużony po uszy Irak znalazł się w obliczu presji wierzycieli, zapaści społeczno-gospodarczej, niezadowolenia generalicji i… saudyjskiej polityki niskich cen ropy, która zrujnowała również finanse ZSRR. Saddam Husajn próbował ratować się ucieczką do przodu i wpadł w kuwejcką pułapkę. Dalszy rozwój sytuacji jest dość dobrze znany. I daleki od zakończenia.

Chcąc nie chcąc Stany Zjednoczone poprzez obalenie irackiego dyktatora usunęły największego wroga i przeciwwagę Iranu. Przysługa nie wyklucza jednak wrogości. Amerykanie i Irańczycy niejednokrotnie to wykazali. Łącznie z bitwą morską, która omal nie unicestwiła irańskiej floty wojennej. Z kolei regionalny chaos towarzyszący interwencji w Iraku i wojnie z terroryzmem otworzył Teheranowi drogę do zdobycia wpływów w Iraku, Syrii, Libanie, Jemenie i po części w Palestynie. Iran zyskał atrybuty regionalnego mocarstwa. Zagrażającego interesom USA i Izraela, ale także Arabii Saudyjskiej i konserwatywnym sunnickim państwom arabskim.

Irańskie Siły Zbrojne, 2019 rok. Źródło: Mehr News Agency, wikimedia.org

Teheranowi sprzyjała także nieumiejętność przekształcenia przez USA łatwego taktycznego sukcesu interwencji w rozwiązania strategiczne, wymagające doprowadzenia do uregulowania powstających konfliktów i kontroli ich konsekwencji. Wojna z „terroryzmem islamskim” przybrała charakter permanentny, stając się narzędziem polityki. Demontaż struktur państwowych w wielu krajach regionu otworzył drogę wielowładzy, z dominacją ugrupowań paramilitarnych i milicji. Iran należał do graczy, którzy najlepiej potrafili odnaleźć się w powstałym chaosie.

Podejmowane przez USA, Izrael i konserwatywne kraje arabskie próby powstrzymywania i wypierania wpływów irańskich nie wypaliły. Iran oddziaływał destabilizacyjnie na region, choć nie był w tym osamotniony. Wymiana ostrej retoryki i wzajemne akty agresji wzmacniały napięcie, podobnie jak kontrowersje wokół irańskiego programu atomowego po zerwaniu przez Donalda Trumpa porozumienia zawartego przez jego poprzednika. Poważniejsze starcie zbrojne między Izraelem a Iranem wisiało w powietrzu na długo przed terrorystycznym atakiem Hamasu na Izrael, wojną w Gazie i izraelskimi atakami na Hezbollah. Wybuch konfliktu i solidarnościowe, choć ostrożne włączenie się do niego Iranu i ugrupowań sojuszniczych, stworzyły Izraelowi unikatową szansę pozbycia się po kolei wrogów. I powrotu do procesu normalizacji z sąsiadami w ramach Porozumień Abrahama, które przez miniony rok specjalnie nie ucierpiały.

W obliczu ogromnej przewagi militarnej Izraela, mającego amerykański parasol bezpieczeństwa, Teheran ważył zaangażowanie i starał się tonować odpowiedzi na izraelskie prowokacje. Priorytetem było przetrwanie republiki islamskiej. Granicą wstrzemięźliwości pozostaje jednak wiarygodność wobec własnego społeczeństwa i sojuszników oraz świadomość, że nieustanne wzajemne przesuwanie czerwonych linii i tak prowadzi do wojny w pełnym wymiarze. Wcześniej czy później.

Iran uczynił z kwestii palestyńskiej priorytet polityki regionalnej, niezależnie od instrumentalnego i propagandowego jej traktowania. Ostrożność wykazywana przez państwa arabskie zjednuje mu poparcie ich społeczeństw. To długofalowa inwestycja, jeśli obecny kryzys nie spowoduje zmiany podejścia Izraela do warunków lokalnego pokoju, wymagającego uwzględnienia narodowych aspiracji Palestyńczyków. Lub przesilenia w Teheranie.

Zawieszone loty na Bliskim Wschodzie po ataku rakietowym Iranu na Izrael 2 X 2024. Źródło: www.flightradar24.com

Bliski Wschód stoi przed groźnym i nieprzewidywalnym rozwojem wydarzeń. Teheran i Tel Awiw balansują na coraz bardziej rozhuśtanej linie. Rakiety i drony przelatują nad państwami goszczącymi strategiczne amerykańskie bazy wojskowe. Nawet błąd, przypadek lub prowokacja mogą przesądzić o losie kolejnych milionów ludzi.

Gdzieś w cieniu rakiet pochowali się dyplomaci, którzy powinni pilnować, by świat nie stoczył się w przepaść. Nie tylko wojenną. Zagrożeń jest coraz więcej, a chętnych do przeciwdziałania jakby mniej. Bez echa przechodzą, chociażby świeżo opublikowane przerażające konkluzje Światowej Organizacji Meteorologicznej dotyczące zmian klimatycznych w regionie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Już teraz 250 milionów osób nie ma tam dostępu do wody pitnej. Będą migrować. Społeczność międzynarodowa pozostaje bezsilna wobec katastrofy humanitarnej w Gazie, która wkrótce może być udziałem kolejnych społeczności.

Nie wystarczy Nagroda Emmy dla dokumentalnego filmu młodej Palestynki „Jestem Bisan z Gazy i wciąż żyję”. Oby został upowszechniony również w Polsce, ze specjalnym seansem dla generałów przebierających nogami w drodze na wojnę.

Krzysztof Płomiński*

Krzysztof Andrzej Płomiński – polski dyplomata, urzędnik państwowy, politolog. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990–1996) i pierwszy polski ambasador w Arabii Saudyjskiej (1999–2003). Dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ oraz urzędnik placówek dyplomatycznych w Libii i Jordanii.
Ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych. Doradca dyplomatyczny Krajowej Izby Gospodarczej.

 © Future Arabia

POPULARNE

Głodny informacji?
Już wkrótce wystartuje newsletter!