Oman, z unikalną polityką neutralności, staje się areną rozmów USA-Iran. Czy dyplomatyczna marka sułtanatu i telefon Trumpa do sułtana Hajsama zapobiegną globalnemu kryzysowi?

Arabskie państwa Zatoki mają bogatą historię dobrych usług dyplomatycznych w rozwiązywaniu międzynarodowych problemów i konfliktów. Na Bliskim Wschodzie nigdy ich nie brakowało i nic nie wskazuje, by miało to ulec zasadniczej zmianie. Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie angażowały się w rozliczne mediacje regionalne, ale także międzynarodowe, czego dobrym przykładem są działania związane choćby z wojną w Ukrainie. Przypadkiem szczególnym jest jednak Oman, który sztukę mediacji przekształcił w narodową markę, dystansując innych pretendentów. Co więcej, rola Maskatu koncentruje się na Iranie, problemie obok palestyńskiego najważniejszym. Mającym żywotny wpływ nie tylko na sytuację w regionie, ale także na stosunki globalne. W końcu głównymi adwersarzami Teheranu od ponad pół wieku są Stany Zjednoczone i Izrael, a zakorzeniona nienawiść i nieufność jest wspólnym ich udziałem. Nie zaszkodzi dodać, że szersza konfrontacja zbrojna miałaby fatalne skutki, również dla Europy i świata, w tym Chin. Pisałem o tym wielokrotnie.

Źródło: Encyklopedia Britannica

Wraz z powrotem Donalda Trumpa do Białego Domu nasiliły się obawy przed eskalacją konfliktu z Iranem. Waszyngton przywrócił stare priorytety — politykę maksymalnej presji zaciskającej pętlę sankcji i groźby użycia siły w celu trwałego przekreślenia możliwości militaryzacji irańskiego programu atomowego. Równolegle presję w tym kierunku wywierał rząd izraelski, dążący do zniszczenia ostatniego funkcjonującego jeszcze ogniwa „osi oporu”, nadwyrężonego ciosami zadanymi irańskim sojusznikom w Palestynie, Libanie, Syrii, a także Iraku i Jemenie. Z kolei arabskie kraje Zatoki dążyły do osłabienia napięcia i apelowały o dialog, uwzględniający również inne ich obawy, dotyczące programu rakiet balistycznych i dronów oraz irańskich wpływów w regionie.

Wśród rozlicznych zajęć pierwszych dni urzędowania prezydent Stanów Zjednoczonych znalazł czas na napisanie listu do najwyższego przywódcy Iranu z przejrzystą treścią. Albo w perspektywie kilku tygodni dojdzie do wypracowania nowego porozumienia eliminującego militaryzację programu, albo będzie podjęty w tym celu apokaliptyczny atak zbrojny. Wybór możliwości miał zależeć od wyniku rozmów. Ale USA i Republika Islamska mają ze sobą na pieńku od obalenia szacha w 1979 roku. Narosły rachunki krzywd i głęboki brak zaufania. Co więcej, jakiekolwiek rozmowy z „wielkim szatanem” mają i dzisiaj w Teheranie wielu przeciwników. Mimo narastających problemów, z jakimi zmaga się Iran.

Potrzebny był pośrednik, a właściwie wytrawny mediator. Trump prosił o pomoc rosyjskiego kolegę, ale nie jest tajemnicą, że sprawczość Moskwy w Teheranie jest ograniczona. I ma tam ona własne interesy. Roli rozjemcy, a właściwie może współuczestnika procesu, mógł podjąć się jedynie Oman. Udział omańskiego ministra spraw zagranicznych, nie tylko w roli komiwojażera, w pierwszej technicznej turze pośrednich amerykańsko-irańskich rozmów w Maskacie walnie przyczynił się do ich konstruktywnego przebiegu. Uzgodniono szybkie przejście do drugiej rundy, bardziej merytorycznej. Natychmiast jednak z obu stron pojawiły się rozbieżności co do miejsca spotkania, spraw technicznych i merytorycznych. Mogące wysadzić w powietrze cały proces.

Jego Królewska Mość Sułtan Hajsam bin Tarik, Sułtan Omanu. Źródło: Ministerstwo Spraw Zagranicznych Sułtanatu Omanu 

I tu jest miejsce na wyjaśnienie tytułowego telefonu prezydenta Trumpa do sułtana Hajsama bin Tarika Al Sa’ida, akurat składającego wizytę w Niderlandach. Nie wiemy dokładnie, o czym rozmawiano, ale przeszkody zostały usunięte. Oman znów wykazał skuteczność, podobnie jak wielokrotnie w przeszłości.

Sułtanat jest krajem, który na przestrzeni dekad wypracował unikatową politykę neutralności, łącząc bliskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi z dobrymi stosunkami z oboma wielkimi sąsiadami — Arabią Saudyjską i Iranem. Dalekie od sezonowych anomalii. Wojskowa interwencja szacha Iranu w 1973 roku w wojnie wywołanej przez marksistowskich rebeliantów w prowincji Zufar uratowała sułtański tron i integralność Omanu. I pozostała na stałe we wdzięcznej pamięci rządzących w Maskacie, niezależnie od rewolucyjnych zmian, jakie zaszły w Teheranie. Kraj nie wsparł też, jako jedyna monarchia Zatoki, wojny Saddama Husajna z Iranem i stworzył warunki do podjęcia tajnych rozmów o zakończeniu tego konfliktu. Poza sentymentami są również pragmatyczne interesy, w szczególności gospodarcze. I dążenie do funkcjonowania i rozwoju w przyjaznym otoczeniu.

Lista dyskretnych inicjatyw dyplomatycznych Omanu jest długa. W 2023 roku Pekin doprowadził do normalizacji saudyjsko-irańskiej, ale to dwuletnie wysiłki mediacyjne Maskatu i Bagdadu przygotowały konieczny do tego grunt. Na tyle silny, by przetrwać wojnę w Gazie. Maskat jest też ojcem odbudowy stosunków dyplomatycznych Iranu z Bahrajnem oraz Egiptem. W tym przypadku po blisko czterdziestu latach od ich wygaśnięcia. Niewątpliwie pomógł tu fakt, że Oman był jednym z trzech państw arabskich, które nie zerwały stosunków z Kairem po podpisaniu porozumień z Camp David. W 2023 roku Omańczycy wspólnie z Kuwejtem walnie przyczynił się do rozwiązania kryzysu w stosunkach Kataru z sąsiadami i uniknięcia interwencji zbrojnej. W innych przypadkach — jak Syria czy jemeńscy rebelianci Huti, Maskat forsował rozwiązania oparte na konsensusie, mimo że często odbiegało to od linii sąsiadów. Tak budowano wiarygodność, bezstronność i szacunek, wychodząc daleko poza rolę technicznego mediatora i współkształtując negocjacje.

Maskat. Źródło: Ministerstwo Spraw Zagranicznych Sułtanatu Omanu 

Oby i tym razem się udało. Stawka jest wielka. I może kiedyś przyjdzie korzystać z arabskich doświadczeń przy rozwiązywaniu naszych europejskich konfliktów. Bardzo nie tylko w tym celu przydałoby się uzupełnienie sieci naszych placówek dyplomatycznych w regionie o ambasadę RP w Maskacie.

Do Omanu mam osobisty stosunek. Miałem być akredytowany tam jako ambasador rezydujący w Rijadzie. Nasz MSZ jednak tak długo miał inny pomysł, aż sami Omańczycy zasugerowali saudyjską stolicę. Tyle że wtedy zostawało pół roku do zakończenia mojej misji w Królestwie i odmówiłem uruchamiania procedury. Mój następca miał już przetartą drogę.

Krzysztof Płomiński*

Krzysztof Andrzej Płomiński — polski dyplomata, urzędnik państwowy, politolog. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990–1996) i pierwszy polski ambasador w Arabii Saudyjskiej (1999–2003). Dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ oraz urzędnik placówek dyplomatycznych w Libii i Jordanii.
Ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych. Doradca dyplomatyczny Krajowej Izby Gospodarczej.

 © Future Arabia

POPULARNE

Głodny informacji?
Już wkrótce wystartuje newsletter!