Dwudziestego czwartego maja minęła 20. rocznica odejścia wybitnego dyplomaty Stolicy Apostolskiej, pochowanego w grobie biskupim na Powązkach. Życiorys arcybiskupa i nuncjusza apostolskiego, któremu biskupi Rzymu na czele z Janem Pawłem II powierzali najtrudniejsze zadania dyplomatyczne, to gotowy scenariusz na film i materiał na książkę. Dokumentujące pogmatwane polskie losy i zdolność rodaków do zdobycia prominentnej pozycji międzynarodowej, na przekór przeciwnościom. Temat zaniedbany, nie tylko w tym przypadku.
Marian Oleś urodził się w 1934 roku w Miastkowie opodal Łomży jako syn leśnika. To wystarczyło, by jako sześcioletnie dziecko zostać wywiezionym wraz z rodziną w głąb Związku Sowieckiego, do Archangielska. Ratunek przyniosła Armia Andersa, z którą w 1942 roku tysiące polskich cywilów zdołały opuścić sowiecką ziemię niewoli, trafiając przez Iran, Irak i Palestynę do miejsc na całym świecie, gdzie rozpoczynali nowe życie. Marian Oleś trafił do Kenii, Indii, a potem do Anglii. Tam w 1961 roku ukończył seminarium duchowne, następnie otrzymał święcenia w Rzymie. Wkrótce po tym trafił do cieszącej się opinią najbardziej profesjonalnej służby dyplomatycznej Watykanu. Pokonując po kolei wszystkie szczeble zawodowe w nuncjaturach w Ekwadorze, Indonezji, Iranie i Portugalii. W końcu nadszedł czas ambasadorskich szlifów.
28 listopada 1987 roku papież Jan Paweł II mianował Mariana Olesia tytularnym arcybiskupem Ratiarii i nuncjuszem (pronuncjuszem) apostolskim w Iraku i Kuwejcie. I to właśnie w Bagdadzie skrzyżowały się nasze drogi i nawiązała przyjaźń. A czasy wtedy nie były łatwe. Irak lizał rany po krwawej wojnie z Iranem, dokonał agresji na Kuwejt i żył w oczekiwaniu na jej konsekwencje. Opłakane, jaki miało się okazać, bowiem związane nie tylko z zachodnią interwencją wymierzoną w agresora, ale także sekwencją wydarzeń, które w Mezopotamii i regionie przyniosły wiele milionów ofiar i trwającą przez dekady destabilizację.
W mojej książce „Arabia Incognita. Raport polskiego ambasadora” nazwisko „Oleś” przywoływane jest bodaj najczęściej. To jemu założyłem pierwszą wizytę, obejmując placówkę w Iraku w 1990 roku, co było naturalne wobec nieobecności dziekana korpusu dyplomatycznego. Nuncjusz Oleś był zresztą identyfikowany z tą funkcją, której nie mógł pełnić ze względów formalnych, zarówno przez władze jak korpus dyplomatyczny.
Cytat z książki: „Cieszył się wielkim szacunkiem władz irackich, wśród których wpływowe stanowiska zajmowało wielu muzułmańskich absolwentów szkół i uczelni jezuickich, a członkiem ścisłego kierownictwa był chaldejski katolik, minister spraw zagranicznych, Tarik Aziz. Utrzymując ścisłe relacje z podzieloną na wiele wyznań społecznością chrześcijańską, liczącą (wtedy!) pięć procent ludności kraju. Był jednym z najlepiej poinformowanych dyplomatów. Jako pierwszy nuncjusz podjął też ścisłą współpracę ze społecznościami o korzeniach judeo-chrześcijańskich, w tym mandejczykami. Przekonał ich szejka do zerwania z tradycją sięgającą Jana Chrzciciela picia wyłącznie wody z rzeki. W przypadku Tygrysu oznaczało to zagrożenie ciężkim zatruciem”. Doprowadził również do unii wschodniego kościoła chaldejskiego z Watykanem, co ostatnio sprawiło, że patriarcha Bagdadu, kardynał Sako, wybierał nowego papieża.
Nuncjusz realistycznie oceniał perspektywy rozwoju wydarzeń po irackiej agresji na Kuwejt. Przewidywał, czym to się skończy. Uczestniczył intensywnie w wysiłkach Stolicy Apostolskiej zmierzających do zapobieżenia wojnie 1991 roku. Jako jeden z nielicznych ambasadorów nie opuścił Bagdadu podczas amerykańskich nalotów, mimo że przez kilka tygodni bomby i rakiety wybuchały wokół nuncjatury. Miał wrażenie, jakby chciano go „zachęcić” do wyjazdu. Wcześniej, na kilkanaście dni przed wybuchem wojny oraz ewakuacją ostatnich grup pracowniczych i personelu polskiej placówki odprawił pasterkę dla polskiej społeczności w Iraku, z prezentacją szopki krakowskiej pozostawionej w ambasadzie przez ewakuującą się ekipę budującą zakłady chemiczne w Al-Ka’im. I nie miał nic przeciwko temu, by fragment Ewangelii odczytał były sekretarz organizacji partyjnej, zresztą przyjęty później przez Jana Pawła II.
Arcybiskup Oleś był ogromnym wsparciem informacyjnym i towarzyskim, gdy bezpośrednio po zawieszeniu broni wróciłem do Bagdadu z okrojonym zespołem placówki bezpośrednio po zawieszeniu broni. Nie było wtedy elektryczności, nie działały telefony, trzeba było „organizować” benzynę, ale te warunki tylko umacniały solidarność i bliskość. Zdarzało się, że wraz z ambasadorem Filipin, Rafaelem Seguise’em wpadaliśmy wieczorem do nuncjusza na szklankę whisky, przeskakując wobec braku możliwości komunikacji przez ogrodzenie nuncjatury, zresztą niewysokie. I strasząc zatrudnione tam zakonnice, które podczas ewakuacji ambasady doglądały naszej posesji. Po przejęciu przez nas odpowiedzialności za interesy USA w Iraku żartowaliśmy, że Polska ma tam trzech ambasadorów — tego oficjalnego, Mariana Olesia i szefa sekcji amerykańskiej, J. Wojciecha Piekarskiego.
Nie bacząc na trudną misję w Bagdadzie, Stolica Apostolska wkrótce po zakończeniu pracy w Iraku skierowała Mariana Olesia na jeszcze bardziej dziewiczy teren. Został pierwszym w historii ambasadorem w Kazachstanie, Kirgistanie, Uzbekistanie, Tadżykistanie i Turkmenistanie. Była to misja szczególna. Ze wspomnień wciąż obecnych w państwach Azji Środkowej polskich księży i zakonników wynika, że często trzeba było podróżować z tabernakulum w walizce i chrzcić dorosłych katolików. Ale przede wszystkim budować dobre relacje z nowo powstałymi państwami. Potem byłe jeszcze „wypoczynkowe” placówki w Słowenii i Macedonii, ale na krótko. Odezwało się zdrowie, nie pozwalając kontynuować pracy.
Polska uhonorowała arcybiskupa Mariana Olesia w 1994 roku Krzyżem Oficerskim Orderu odrodzenia Polski. Dużo, ale przydałoby się więcej. W wielu miejscach przetrwała też dobra pamięć. Rocznicę śmierci odnotował również niezawodny — nie tylko jeśli chodzi o daty — ambasador RP w Iraku, Wojciech Bożek. Pisząc w mediach społecznościowych, że „był to świadek tragicznych w historii Iraku i Kuwejtu wydarzeń, który mimo najwyższego zagrożenia kontynuował misję w Bagdadzie”. I trzeba dodać — człowiek, któremu zawsze bliskie były polskie sprawy i którego dokonania na trwałe pozostaną w pamięci.
Krzysztof Płomiński*
* Krzysztof Andrzej Płomiński — polski dyplomata, urzędnik państwowy, politolog. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Iraku (1990–1996) i pierwszy polski ambasador w Arabii Saudyjskiej (1999–2003). Dyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu w MSZ oraz urzędnik placówek dyplomatycznych w Libii i Jordanii.
Ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych. Doradca dyplomatyczny Krajowej Izby Gospodarczej.
© Future Arabia
Zdjęcia z archiwum autora.